Używamy Cookies w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników.
Dalesze korzystanie z tego serwisu oznacza, że będą one zapisane w pamięci urządzenia. Dowiedz się więcej o naszej polityce prywatności

Zamknij

16 - 25/06/2017

fot. Maciej Zakrzewski
Galeriafot. Maciej Zakrzewski

28 czerwca na łamach CZASU KULTURY ukazała się recenzja autorstwa Piotra Dobrowolskiego, w której podsumowuje tegoroczny festiwal Malta. Poniżej prezentujemy fragment artykułu. Całość dostępna online TUTAJ.

Hasła tegorocznego Malta Festival Poznań: My, Naród; My, Bałkany; My, Wschód; My, Europa; My, Inni prowokowały do zadawania pytań o możliwość istnienia wspólnoty nie opierającej się na opozycjach. Przez dziesięć dni festiwalu, mimo braku artystycznych olśnień, taka utopia okazała się możliwa.

W sobotę, 24 czerwca, spektakularny koncert grupy Laibach w Parku Wieniawskiego (świetna lokalizacja) oficjalnie zamknął tegoroczną edycję Malta Festival Poznań, ale publiczność mogła uczestniczyć w wielu jego wydarzeniach jeszcze przez całą niedzielę. Milan Fras i Mina Špiler w jednym z najbardziej znanych utworów w swoim repertuarze zaśpiewali, że „życie to życie” („Life is life”). Te słowa zwykle nastrajają mnie pesymistycznie. A przecież kolejna linijka tekstu przypomina, że – kiedy działamy wspólnie – mamy moc: „we all get the power”. Tak właśnie mogłoby brzmieć motto tegorocznej Malty.

Organizatorzy największego poznańskiego festiwalu nie boją się dotykać trudnych spraw. Po raz kolejny, wspólnie z zaproszonymi gośćmi, zdecydowali się inicjować dyskusje o aktualnej polityce, naszym stosunku do uchodźców czy niebezpieczeństwach wynikających z radykalizacji postaw w Polsce i na świecie. Idiom „Platforma Bałkany” często był tylko pretekstem, żeby mówić o polskich sprawach. O nas, tu i teraz. W tym wymiarze festiwal znakomicie wypełnił ważną funkcję. Polityka, o czym wielu ludzi nie chce pamiętać, wywiera wpływ na każdego z nas. Powinniśmy więc kształtować ją, używając do tego dostępnych nam środków. Malta stała się efemeryczną enklawą, zamieszkałą przez ludzi przepełnionych niepokojem o otaczający ich świat. Nie tylko inicjowano dyskusje na temat bieżących wydarzeń, ale podjęto też próbę bezpośredniej interwencji i pomocy tym, którzy jej najbardziej potrzebują. Zorganizowano wyprzedaż garażową, z której dochód przeznaczono dla mieszkańców ogarniętej działaniami wojennymi Syrii. W ten sposób zebrano ponad 15 tysięcy złotych.

Budowanie wspólnoty osób wrażliwych: zainteresowanych sztuką, ciekawych innych, otwartych na dyskusję o problemach współczesności i poszukujących sposobów radzenia sobie z nimi to najważniejszy z efektów tegorocznej Malty. Przez kilka dni i wieczorów na poznańskim placu Wolności powoływana była utopijna koegzystencja różniących się od siebie, a jednak podobnych, przyjaznych sobie i rozumiejących się ludzi. Spotkania, warsztaty, dyskusje i prezentowane równolegle z nimi działania artystów, których prowokuje realne życie i jego problemy, miały szczególną wartość. Pozwoliły nam ugruntować poczucie odpowiedzialności za świat, w którym żyjemy. I chociaż niełatwo przełamać dominujące wrażenie bezsilności (intelektualne zaangażowanie nie wystarcza do budzenia huraoptymizmu), na placu Wolności można było poczuć czasem atmosferę kontrkulturowego przewrotu. Inicjowali go publicyści, teoretycy i specjaliści różnych dziedzin. Przez kilka dni, w tej niezwykłej, ograniczonej przestrzeni i czasie odzyskiwali oni publiczny autorytet. Malta udowodniła, że można podtrzymać ten wyjątkowy klimat, który po raz pierwszy pojawił się w tym samym miejscu przed trzema laty. Ówczesna reakcja wielu osób na groźby wobec planów prezentacji „Golgoty Picnic”, manifestowaną przez władzę bezsilność i fakt odwołania spektaklu pokazały, że potrafimy się zjednoczyć, walcząc o wspólną sprawę. W tym roku manifestacyjne gesty ministerstwa, dyskusje na temat niechęci Polaków do emigrantów i odradzającego się faszyzmu czy powody nieobecności Olivera Frljicia nie działały już tak silnie i powszechnie. A jednak w znakomicie zaaranżowanej przestrzeni placu Wolności wiele się wydarzyło. Sprzyjała temu mała architektura według projektu Joli Starzak i Dawida Strębickiego, którym kolejny raz na pustym placu miejskiego oceanu udało się stworzyć przyjazną wyspę, gdzie chętnie zatrzymywali się wszyscy.

(...)